Gdzie jest granica pomiędzy inwestowaniem a hazardem i jak wiara w sukces przesuwa tę granicę?

23 grudnia 2020

Nazywam się Paweł Bodnar i jestem gościem, który wie całkiem sporo o inwestowaniu. To, co mnie wyróżnia, to fakt, że w pewnym momencie przekroczyłem niewidzialną granicę i moja aktywność na giełdzie zaczęła zbliżać się ku hazardowi.

Gdzie jest granica pomiędzy inwestowaniem a hazardem?

Ku przestrodze od razu dodam, że zaprowadziło mnie to na samo finansowe dno. Teraz, odwołując się do własnych doświadczeń, chcę pokazać, jak zmieniało się moje podejście do inwestowania. To będzie tylko 10, ale jakże ważnych kroków. Czytelnik będzie miał okazję ocenić, w którym momencie moja postawa przyjęła zbyt ryzykowny i brawurowy charakter lub miała znamiona hazardu!

Etap 1. Strategia

Po pierwszych nieistotnych finansowo doświadczeniach doszedłem do punktu, w którym opracowałem własne reguły postępowania i precyzyjnie określoną strategię inwestycyjną. Pomagała mi ona wskazywać odpowiednie przesłanki do wejścia w pozycję (bądź wyjścia z niej) lub, jeśli była taka potrzeba, służyła temu, by narzucić inwestowaniu jakościowy i ilościowy charakter. Taka strategia w innych przypadkach może również określać pożądany stan psychiczny tradera i wiele innych czynników, które eliminują przypadkową specyfikę inwestowania. Dzięki strategii wiedziałem, że strata jest częścią procesu inwestycji i mogłem też drobiazgowo i skrupulatnie poszukać jej przyczyn. Trzymanie się własnych „złotych reguł” (opisywane w książce „Jak spuściłem 2 miliony na giełdzie”) dawało mi poczucie bezpieczeństwa na rynku, co w konsekwencji poskutkowało przejściem do kolejnego etapu.

Etap 2. Zwiększanie ryzyka

Skoro poznałem drogę przez ocean, uznałem, że warto zbudować większy okręt i zabrać więcej załogi potrzebnej do eksploracji nowych lądów. Tak podpowiadał mi rozum, szczególnie że miałem regularne zyski. To naturalna kolej rzeczy. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a ja byłem głodny sukcesu. W moim przypadku ten etap charakteryzował się większym nakładem pracy, bo potrafiłem pracować po 14–16 godzin dziennie. Usprawiedliwiało mnie tylko to, że zarabiałem. Żeby zabić czas spędzony przed platformą, bardzo płynnie przeskoczyłem na kolejny etap.

Etap 3. Więcej instrumentów – mniej kontroli

Rosnące rynkowe ego oraz pewność siebie (potwierdzona zyskami) coraz bardziej kierowały mnie w stronę większej aktywności. Dlatego oprócz głównego setupu rozgrywałem kilka, niekiedy kilkadziesiąt, pobocznych scenariuszy inwestycyjnych. Pomimo maksymalnego zaangażowania powoli traciłem kontrolę nad pozycjami. Nie byłem w stanie podchodzić do każdej inwestycji z dystansem, toteż szybko zacząłem popełniać błędy, co przyniosło niewielkie straty i negatywne emocje.

Etap 4. Przetrzymywanie drobnych pozycji

Na tym etapie było jeszcze wiele możliwości poprawienia mojego stanu emocjonalnego oraz zyskowności. Niestety, wybrałem tę pozornie prostszą drogę i pozbawiłem się negatywnych emocji… nie zamykając ze stratą małych pozycji, które w końcu miały być tylko wypełnieniem mojego dnia. W końcu z biegiem czasu i tak zamkną się na zysku – myślałem… (co z tego, że przyjdzie poczekać wiele tygodni lub miesięcy). To, co mnie ratowało w kontekście portfela, to fakt, że pozycje były naprawdę niewielkie. Co więcej, początkowo strategia niezamykania małych strat przynosiła pozytywny rezultat. Nie dostrzegałem jednak konia trojańskiego w moim podejściu do inwestycji.

Etap 5. Zyski + overtrading

Przyznaję, że do tej pory mam żywe wspomnienia z okresu moich największych zysków. Inwestowałem non stop, ale rynek płacił mi za moje poświęcenie. Coraz mniej liczyło się utrzymanie pierwotnej strategii i złotych reguł. Zarabiałem dziesiątki tysięcy złotych miesięcznie. W atmosferze, w której pieniądze spadają z nieba i wystarczy tylko się po nie schylić, trudno dostrzec, że jest się zainfekowanym przez …

Etap 6. Efekt Boga i odejście od strategii

… syndrom efektu Boga. Znasz to uczucie? Tę lekkość w podejmowaniu decyzji. Pełen luz i spontaniczność w działaniu. Każda decyzja kończy się zyskiem. Poczucie, że połączyłem się krwiobiegiem z rynkiem, było dla mnie argumentem, by odejść od własnej strategii. Wszystko podpowiadało, że stałem się traderem typu pro, który działa i czyta rynek intuicyjnie. Co mogło pójść źle?

Etap 7. Przetrzymanie dużej straty

Odejście od strategii relatywnie szybko przyniosło swoje konsekwencje. Wspominałem o koniu trojańskim. W moim przypadku było to wypracowanie nawyku niezamykania małych pozycji na stratach. Nim się obejrzałem, moje główne setupy również wielokrotnie przekraczały nieakceptowalne jeszcze rok temu wartości. Po raz pierwszy przetrzymałem ogromną stratę. Tym razem wyszedłem obronną ręką i zamknąłem pozycję bez strat. Zamiast przemyśleń i dystansu do rynku lub zwykłej refleksji nad kilkutygodniowym poniesionym stresem, uznałem, że warto polegać na swoich przekonaniach rynkowych. A w szczególności, gdy jest się PRO.

Etap 8. To rynek się myli

Na tym etapie po kilku latach obecności na rynku stałem się zakładnikiem własnych emocji. To przyzwyczajenia i nawyki stały się motywacją do inwestycji. Po ponad roku od przetrzymanej straty na horyzoncie pojawił się trejd życia. Wszystko podpowiadało, jaki będzie jego finał. Dlatego, kiedy rynek gwałtownie szedł w drugą stronę, nie potrafiłem spojrzeć z dystansem. Nie dostrzegałem, że błąd polegał na niewłaściwej percepcji. Byłem przekonany, że to rynek się myli, nie ja. Postanowiłem, że mimo niepokojących objawów nie zrezygnuję z obranego kursu. W końcu doświadczenia wskazywały, że warto polegać na swoim przeczuciu.

Etap 9. Obrona Częstochowy

Na tym etapie przestają mieć znaczenie racjonalne argumenty. Sprawy zaszły za daleko i nie ma powrotu. Pozostaje tylko obłąkańcze szukanie dowodów własnej racji. Szukanie gotówki do obrony inwestycji i utrzymywanie pozycji do utraty tchu.

Etap 10. Bankructwo

Minęły 3 lata od mojego upadku. Niestety, nadal mówi mi się o tym etapie najtrudniej. Bankructwo jest niewątpliwie ostateczną karą za hazard. Autorzy wielu książek i opracowań na temat psychologii tradingu i inwestycji w dalszym ciągu spierają się w wyznaczeniu klarownej granicy pomiędzy inwestowaniem a hazardem. Moja historia pokazuje bardzo uniwersalny schemat kształtowania postaw inwestorów. A ty, czytelniku, czy też przebyłeś podobną drogą w inwestowaniu? Gdzie twoim zdaniem leży granica pomiędzy hazardem a inwestowaniem?

Twórca artykułu: Paweł Bodnar, autor książki „Jak spuściłem 2 miliony na giełdzie”.

Jak spuściłem 2 miliony na giełdzie

Paweł Bodnar to pseudonim. Zwykły chłopak z niewielkiej miejscowości posiadający przyjaciół i rodzinę. Po spektakularnych sukcesach na giełdzie zdecydował się, że inwestowanie stanie się jego przepisem na życie. Szło mu tak dobrze, że podjął się zarządzania cudzymi pieniędzmi. Czy nie takie marzenie miało kiedyś wielu z nas? Bodnar je zrealizował. W pewnym jednak momencie rynek brutalnie przypomniał o swojej prawdziwej naturze. Paweł ostatecznie stracił 2 000 000 zł, co o kilkaset tysięcy złotych przewyższyło jego wcześniejsze zyski. W ciągu kilku miesięcy stanął przed ogromnymi problemami finansowymi i od tego czasu pozostaje anonimowy. Swoją lekcję chce jednak przekazać innym poprzez publikację „Jak spuściłem 2 miliony na giełdzie”.